Pół roku w naszym nowym świecie

Dwa dni temu stuknęło nam pół roku od przeprowadzki. Zebrało mi się zatem na wspomnienia…
Jeszcze niedawno zwiedzaliśmy różne miejsca w poszukiwaniu działki. Znaleźliśmy tą, zupełnym przypadkiem, prawie kupując pół bliźniaka nieopodal. No nie… taka narożna, zarośnięta? Na takim zadupiu? A nie za duża? Ale za to od drogi daleko, tak sielsko i wiejsko. A niech się dzieje, co chce… Projekt, dokumenty i rozpoczęcie budowy na początku grudnia… Po ponad 11 miesiącach budowy przeprowadzka. A jak to wszystko w dużym skrócie wyglądało? Fotorelacja poniżej 🙂

Nasza działka była bujnie porośnięta brzozami, które, ku mojemu zdumieniu, małżonek wyciął sam piłą z biedronki 🙂

Od momentu rozpoczęcia budowy dom rósł w oczach.

Zima była dla nas bardzo łaskawa, to jedyne zdjęcia ze śniegiem, jakie miałam.

W marcu mieliśmy już stan surowy zamknięty (chociaż zdjęcie poniżej akurat z marca nie pochodzi 🙂 ale drzwi docelowe wstawialiśmy później).

W międzyczasie był czas na instalacje, tynki i posadzki. W czerwcu nasza ekipa zrobiła elewację i taras.

Przed rozpoczęciem wykończeniówki miałam swoje 5 minut, a mianowicie zabrałam się za szlifowanie cegły. Robota straszna, wykańczająca i bardzo brudna. Wybiłam sobie kciuka, ale i tak było warto 🙂

Później przyszedł czas na najgorsze – wykończeniówka.

Dlaczego wykończeniówka była tak straszna? Trafiliśmy niestety na tragiczną ekipę, a prace wlokły się w nieskończoność. Nagle po miesiącach postępów w ekspresowym tempie, nastąpiły tygodnie prac p.t. “ale jak to jedna ściana przez cały dzień??”. Co jeszcze było dla mnie trudne? To co chyba dla większości budujących, a mianowicie kurczący się budżet. Płytki za 150zł za drogie, panele za 120zł za drogie… I co poradzić, jak mi się tylko te drogie podobają? Jak tylko one odpowiadają wizji? Jedno było dla nas pewne – zostawianie brudnych prac na później nie wchodziło w grę. Ściany, płytki – to musiało być bezwzględnie skończone w całym domu. W końcu drogą kompromisów udało się wybrać materiały, z płytek jestem zadowolona, a panele? Kiedyś i tak będzie trzeba wymienić 😉 Miałam straszne chwile zwątpienia, że już nie dam rady, już nie chce, bałam się przeprowadzki, co jest do mnie nie podobne… Nie miałam siły się pakować i rozpakowywać.

Na szczęście ekipa przeprowadzkowa dopisała i w listopadzie oficjalnie zmieniliśmy miejsce zamieszkania z dużego miasta na wieś 🙂

Powolutku wykańczaliśmy i dalej wykańczamy, ale bez ciśnienia, nikt nas nie goni 🙂 zapewniliśmy sobie zajęcie na dłuuugie lata. Powoli się urządzamy, zadamawiamy i zagracamy przestrzeń, żeby była bardziej przytulna i bardziej nasza.

A jak jest teraz?

Z każdym tygodniem coraz bardziej lubiłam nasze nowe kąty, przyzwyczajałam się do nowego miejsca i nowych odgłosów. Z nadejściem wiosny jednak przepadłam całkowicie, najchętniej przesiedziałabym całe życie na tarasie 🙂 na tarasie, którego nie było w kosztorysie, na tarasie przez który być może musiałam wybrać panele, które nie do końca mi się podobały… Machnęliśmy ręką, zróbmy ten taras! Najwyżej czegoś nie zrobimy, na coś nie starczy, trudno. Dzisiaj uważam, że to była najlepsza decyzja w ciągu całej budowy 🙂

Oczywiście nie jest tak pięknie, że sobie tylko siedzimy na tarasie 🙂 roboty jest od groma, człowiek wyjdzie do ogrodu posadzić cztery drzewka i nagle kończy się dzień. Zaskakujące, jak nagle stałam się osobą, która nie potrafi usiedzieć w miejscu. Ja, leń i kanapowiec. Nogi co weekend tak bardzo mnie bolą, zastanawiam się czemu i wtedy mąż mnie uświadamia, że przecież cały dzień chodzę i coś robię…

Świetnie jest w tym naszym nowym świecie, mówię Wam 🙂 Jakby mnie ktoś niecały rok temu zapytał, czy warto budować? Czy budowałabym jeszcze raz? Powiedziałam otwarcie – nie! To zmęczenie, fizyczne i psychiczne, nie ma na świecie rzeczy, która byłaby tego warta. Po co to komu?

Dzisiaj, po pół roku mieszkania mogę śmiało powiedzieć, że była to najlepsza decyzja jaką mogliśmy podjąć 🙂 a że nasza półrocznica zbiegła się idealnie z urodzinami gospodarza, to i tort oczywiście musiał się pojawić 🙂

6 thoughts on “Pół roku w naszym nowym świecie

  1. Witam, cieszę się, że trafiłam na ten blog.. jestem na etapie budowy domu, i chciałabym zapytać jak rozwiązaliście odprowadzenie wody z zadaszenia na wejściu? Nie widzę rynien, jest na górze jakaś blacha? pozdrawiam serdecznie i GRATULUJĘ świetnego gustu w urządzaniu i budowie. Rewelacyjny dom!

  2. Bardzo, bardzo dziękuję 🙂 otóż niestety ten daszek nad wejściem ciągle jest nieskończony (dachowiec nas zwodzi, ciągle obiecuje, że przyjedzie i skończy…) ale tam faktycznie rynny nie ma i nie będzie, docelowo ma być po prostu papa, jednak ten daszek w ogóle niewiele wystaje spod okapu dachu i jest od południa, więc deszcz aż tak nie zacina na niego. Początkowo miała być rynna schowana za tym słupem, ale zrezygnowaliśmy, póki co nic się nie dzieje, zacieków na elewacji żadnych nie ma 🙂 jakbyś potrzebowała szerszych informacji na ten temat, to pisz, podpytam męża 🙂 pozdrawiam!

  3. Dziękuję ślicznie 🙂 To mi wystarczy, też nie chciałabym rynny na samym wejściu. U nas ma wystawać ok 60 cm, więc mam nadzieję, że da radę zrobić ja u Was. No nie mogę się napatrzeć na ten domek, te panele w salonie!! kostka na tarasie, elewacja, SZARE KROKWIE!! (zgapię na sto procent! :D)Pozdrawiam i pewnie będę czasem męczyć pytaniami:D

Comments are closed.

MIAUDOMEK